top of page

„Kwartet klimatyczny” Mai Lunde


Seria Kwartet klimatyczny Mai Lunde sprytnie uderza w aktualne nastroje dotyczące globalnego zagrożenia ekologicznego, tym samym znajdując ogrom sympatyków tego typu literatury. Chyba nigdy strach przed tym, co ma nadejść, nie był tak silny, jak dzisiaj.

Maja Lunde przestrzega w swoich książkach czytelnika przed niepewną przyszłością planety. Jej literatura wzbudza strach i respekt wobec siły Natury, a także przypomina, że pośród wszystkiego i wszystkich, my także jesteśmy niczym ziarenka piasku na pustyni życia. Pewnych rzeczy już nigdy nie naprawimy.

Ale przejdźmy do książek.

Historia pszczół tak właściwie nią nie jest. To zaledwie wizja przyszłości tych małych żyjątek przedstawiona przez autorkę, która jest tylko tłem do innych wydarzeń. Niestety znikoma jest też wiedza zawarta w książce na temat tych maleńkich istot i dlatego czuję się rozczarowana, ponieważ tytuł trochę wpuszcza w maliny, a w środku same chaszcze przez, które trudno przebrnąć.

Całość składa się z trzech historii, które są bardzo przewidywalne i jednocześnie w oczywisty sposób ze sobą związane – przeszłość, która wpływa na teraźniejszość i przyszłość, która dopiero nadejdzie. Rozdziały są krótkie, co przyjęłam z ulgą, narzucały nieco tempa w powieści, gdy miejscami akcja się wlecze.

Mimo wszystko nie była to zła powieść. Był dobry temat, ciekawy pomysł na jego przedstawienie, całkiem oryginalne postaci… Toteż ostatecznie powieść nie wypada blado.

Myślę, że problem w moim odczuciu leży w tym, że jest to powieść trochę przereklamowana. Właśnie z tego powodu nie zamierzałam po nią sięgać. Sam opis książki w ogóle mnie nie przekonywał, a co gorsza już wtedy zdawałam sobie sprawę, że tytuł nie odnosi się do zawartej treści.

I nie myliłam się.

Skusiłam się na tę książkę po dwóch latach od premiery tylko, dlatego że chciałam przeczytać kolejną powieść Mai Lunde, a mianowicie Błękit.

I tutaj spotkało mnie miłe zaskoczenie. Książka była niewiarygodnie dobra.

Tym razem to dwie historie o podobnym schemacie, ale bardziej prawdziwe, bardziej wnikliwe, bardziej o czymś konkretnym.

W powieści Błękit autorka porusza temat wody, topnienia lodowców, klimatycznego ocieplenia, prowadzącego do suszy, a w ostateczności do śmierci.

Jedyny zarzut z mojej strony to mdłe zakończenie historii – czytając ostatnie zdanie złapałam się za głowę i kręciłam nią z niedowierzeniem. To taka kolejna oczywista oczywistość Mai Lunde, do której przyzwyczaiłam się w Historii pszczół.

Trudno.

Ale nawet tak nużące zakończenie nie psuje dobrej powieści, która pochłania z taką intensywnością niczym morskie głębiny topielca.

Czy znalazłam w Błękicie emocje?

Myślę, że tak.

Mimo prostoty słów jakimi posługuje się Maja Lunde, mimo dłuższych opisów otoczenia i niewielkiej ilości dialogów, mimo wszystkiego co mogłoby przeszkodzić w odkrywaniu emocji, w przypadku tej książki, to „wszystko”, niczego mi nie odbiera.

Dużo mądrości znalazłam w tej książce, dlatego polecam ją z oczywistych względów.

Nie wiem czy nie jest trochę tak, że literatura o ekologicznym zagrożeniu budzi w nas, czytelnikach, dreszczyk emocji, chwilę grozy, jak w dobrym thrillerze i tylko… tyle? Czy nie traktujemy tego zbyt lekko, trochę jako fantazje autorki, po czym o nich zapominamy? Czy myśl o tym, z czym przyjdzie się mierzyć w przyszłość odkładamy na półeczkę razem z książką i sięgamy po kolejną?

Czy robimy coś, by wizja autorki nigdy się nie urzeczywistniła?

I tak, i nie.

A to się dzieje naprawdę.

I nad tym warto się zastanowić, sięgając do twórczości Mai Lunde.

Madame Booklet

Nie ma jeszcze tagów.
bottom of page