top of page

#namarginesie. O literaturze kobiecej.

Napiszę coś, co w ostatnim – i w najbliższym – czasie wiąże, i prawdopodobnie będzie wiązało się ze wstydem, o ile nie zmienimy myślenia.

Otóż, czytam literaturę kobiecą.

Jakiego typu wyobraziliście sobie literaturę, czytając to zdanie – lekką, banalną, do poczytania, romansidło, erotyk…?

A co ja miałam na myśli?

Literaturę miłości, relacji damsko-męskich, emocjonalnej sinusoidy, która tak bardzo nas charakteryzuje, historie SKIEROWANE do… kobiet. Ale to również książki o relacjach między kobietami, często gorzkich, pełnych rywalizacji i zazdrości, tak bardzo wzruszających relacjach miedzy matką a córką, miedzy przyjaciółkami, kochanką i żoną…

Książka o kobietach, dla KOBIET – zdarza mi się używać tego określenia w swoich recenzjach.

To książki o życiu, które znamy na co dzień i czujemy całą sobą. I nie ma to wiele wspólnego z lekką literaturą.

Ale.

Nie mamy do nich wyłącznego prawa, żadnej wyłączności. To literatura, którą może czytać każdy. Mężczyźni również, jeżeli mają na to ochotę.

I tak sobie myślę, że problemem nie jest określenie LITERATURA KOBIECA, a myślenie o niej w kategoriach literatury płytkiej, pozbawionej głębszej wartości.

Zmieniając o niej myślenie zmienimy jej negatywny wydźwięk.

Chociaż trudno cokolwiek zmienić, gdy wydawcy umieszczają na okładce slogan: Kobiety to czytają! (znacie to?) jeszcze zanim którakolwiek kobieta sięgnie po tę książkę.

Kiedy kobiety proszą mnie o doradzenie w wyborze książki część oburza się, gdy proponując powieść używam wobec niej stwierdzenia, iż jest to literatura kobieca. I nie ważne, że w pierwszym odruchu tytuł spodobał się i pani rozważa jego zakup. Jedno moje zdanie przeciąga szale. Literatura kobieca? Nie, nie, ja nie czytam TAKICH książek. Pytam jakich? Romansideł, takich bzdet.

Chwilę później pani podchodzi do mnie i pokazuje książkę Blanki Lipińskiej. Tę, poproszę. Dużo dobrego o niej słyszałam.

A mnie ręce opadają.

Zdarza się, że pytam kobietę co czyta lub jaki tytuł ostatnio czytała, w końcu muszę się na czymś opierać, gdy doradzam w wyborze książki, na co odpowiada a no czytałam taką książkę o bohaterce co straciła dom, rodzinę i jeszcze ma trudne relacje z matką… Czyli szuka pani książki takiej bardziej… kobiecej? Ryzykuję.

Nie, nie, takiej to nie chce.

Pamiętam jeszcze jedną sytuację w której zostałam słownie zaatakowana przez jedną kobietę, gdy po jej wynurzeniach na temat tego, co czyta określiłam jej literaturę kobiecą.

Poczuła się wręcz obrażona.

A ja powiedziałam jej wprost, że to nie jest żaden powód to ujmy, a literatura kobieca to coś więcej niż tanie romansidło w kiosku. I nie widzę powodu, by myślała o tej literaturze w ten sposób.

Przecież kobiety, które czytają taką literaturę nie są w niczym gorsze. Po prostu to lubią.

I ja też to lubię.

Jak myślicie ile kobiet przychodzi do księgarni i prosi o coś lekkiego do poczytania?

Wiele.

Jak często?

Codziennie.

Więc ile kobiet zacznie wstydzić się tego, co czyta, jeśli nadal będziemy myśleć o literaturze kobiecej jako bezwartościowej?

Dużo.

Spotkałam się z jeszcze jednym stwierdzeniem na temat literatury kobiecej, a mianowicie takim, że coś takiego nie istnieje.

Jest to dosyć krzywdzące, tak jak krzywdzące jest stereotypowe myślenie na temat literatury czytanej przez kobiety.

To tak jakbyśmy próbowali pozbyć się czegoś nie mówiąc o tym czymś.

Spójrzcie na to z jeszcze innej strony. Zdarza się, że ludzie, którzy chcą o kimś zapomnieć, nie wymawiają tego kogoś imienia (w tym domu nie mówimy o niej).

I to jest podobna sytuacja – przestańmy mówić, że jest coś takiego jak literatura kobieca, to przestanie ona istnieć, albo co gorsza uznamy, że nigdy nie istniała.

Tak to nie działa.

Nie da się rozwiązać tego w ten sposób. To, że ktoś przestanie wypowiadać coś na głos, nie sprawi, że to przestanie istnieć.

Przestanie istnieć tylko w naszym życiu.

Może lepiej zmienić myślenie?

Poza tym, gdyby nie było czegoś takiego jak literatura kobieca to skąd wziął się pomysł na Festiwal Literatury Kobiet? (obecnie o ile mi wiadomo już nieorganizowany).

Czym był?

 

(…)Festiwal Literatury Kobiet "Pióro i Pazur" udowadnia, że dobra literatura obyczajowa zasługuje na recenzje, uznanie i nagrody literackie.

Festiwal Literatury Kobiet ma na celu promocję czytelnictwa, ze szczególnym naciskiem na propagowanie wartościowej literatury środka, napisanej dobrą polszczyzną. Naszym celem jest promocja dobrych książek popularnych i wyłowienie najlepszych książek z nurtu tzw. literatury kobiecej.

 

Na tym festiwalu nie myślano o literaturze kobiecej jako o płytkiej i bezwartościowej. Dzięki temu wiele pisarek zdobyło nagrody lub zostało wyróżnionych za swoją pracę, docenionych za wkład w literaturę polską. Co więcej, celem tego wydarzenia było nie tylko zwrócenie uwagi na niedocenianie tej literatury oraz ich pisarek, ale także to, by przestano myśleć o literaturze jako lepszej lub gorszej, takiej, która ma płeć. Jednym z tematów dyskusji prowadzonej na tym festiwalu była rozmowa na temat tego czy w konkursie mogą brać udział panowie piszący literaturę dla kobiet – szkoda, że nie miałam okazji jej wysłuchać.

Ponadto uważam, że jest coś takiego jak literatura męska, przynajmniej tak odbieram debiut Phillipa Lewisa. Ziemia przeklęta jest historią pisaną z perspektywy mężczyzny, to książka o trudnej relacji ojca z synem, pękającej w szwach od emocji, tylko głęboko skrywanych, jak potrafią to robić mężczyźni.

Może taka jest właśnie męska wersja literatury kobiecej? A może nie.

Jedno jest pewne – ja się w tej męskiej historii wspaniale odnalazłam.

Mówi się, że literatura jest kobietą i być może tak właśnie jest. Czytelnik to w dużej mierze kobieta, przeważająca większość, która zagląda do księgarni po książki dla siebie i dzieci.

Nie da się tego podważyć, na co dzień obserwuję to w księgarni. Mężczyźni najczęściej popatrzą, podumają i na koniec stwierdzą, że nie ma co czytać. I nie czytają, albo czytają niewiele książek lub czyta ich znacznie mniej od kobiet.

Bo piszą głównie kobiety i czytają kobiety. Jeżeli ktoś podnosi statystyki czytelnictwa w Polsce, to właśnie my, kobiety.

Więc tak, jestem kobietą i czytam literaturę kobiecą.

Ona naprawdę istnieje.

Madame Booklet

Nie ma jeszcze tagów.
bottom of page